Tagi: wspomnienia
03 marca 2015, 17:37
Pamiętasz jak nasze zamczysko gorzało w piekle przedświątecznych porządków? Co ja zrobiłem, to Ty zganiłeś i oczywiście odwrotnie … brakowało nie wiele a wzięli byśmy się za łby. Ja chciałem mieć basen. Wycinałem grube bambusy, wrzucałem je do rzeki i mocno związywałem tworząc na rzece prostokątną ramę. Zrobiłem schody z poręczą, po których nasi goście będą sobie majestatycznie schodzić do owego basenu. No i oczywiście umieściłem tabliczkę z dużym napisem „BASEN”. Ty ośmieszałeś się przy garmażeryjnym wystroju pieczeni z pawia, upiekłeś go na rożnie polewając smalcem i próbowałeś ułożyć go na desce w sposób możliwie efektowny i machałeś w tym celu ogonem zwierzęcia tak mało subtelnie, że aż muchy zrywały się z brzękiem. W brew mojej opinii o owinięciu dania ogonem, twierdziłeś ,ze ogon ma błyszczeć w całej swojej krasie i przybiłeś do ściany, przy użyciu papiaków. Dalej były wyjęte z puszki szparagi, które wwaliłeś do jamy brzusznej pawia jako farsz. Ja dokładnie wiem, że święconka wymaga dyskretnego ozdobienia roślinkami. Któż jednak widział, żeby święconka przypominała świeżą mogiłę dostojnika, na którą zwalono całe tony kwiecia. Na szczęście przy robieniu porządków czas szybko leciał i w Wielką Niedzielę pojechałeś po gości a ja zostałem sam z ze szparagami, mogiłą i ogonem pawia, co dało mi szanse na wprowadzenie niezbędnych poprawek. Stół był przykryty odświętnym prześcieradłem. Na stole pieczeń z królewskiego pawia z ogonem ułożonym, jak trzeba. Szparagi w odpowiednim miejscu, poza jama brzuszną. Gęsie wątróbki z puszki jako ozdóbki. Gdzieniegdzie pieczarka lśniąca apetycznie. Do tego całe wiaderko ostrej musztardy i butelka słodkiego wina, i gustownie porozrzucana zieleń po prześcieradle. Usiadłem przy tak wytwornym stole i odganiając muchy czekałem na gości. Czekam dwie …trzy godziny a gości nie ma … tylko muchy a i inne tłuściejsze robale siadały na święconkę. Jedna nawet co bezczelniejsza stonoga, wykorzystując chwilę mojej drzemki, mało co nie skończyła żywota w musztardzie. Jeden skorpion przyglądał się grzybkom, a pająk pokaźnych rozmiarów wiewał się na pajęczynie między jednym a drugim udem pieczeni. Po pięciu godzinach czekania, sam zaczynałem podupadać moralnie. Jakieś diablisko siadło tuż za mną i podszeptywało „ Tych grzybków na stole znajduje się za dużo, i przez usunięcie jednego, drugiego, trzeciego z tych grzybków … święconka może tylko zyskać. A te gęsie wątróbki – ozdobniki?, czyż są potrzebne aż w takiej ilości? „ Po siedmiogodzinnym czekaniu ruszają do szturmu na naszą święconkę tak nieprzebrane rzesze białych jaszczurek, że hasło „ratuj się kto może” usprawiedliwiało wszystko co się wtedy działo. No nareszcie!! Do pokoju weszły trupioblade postacie a za nimi Ty. Okazało się, ze nasi goście świętują już od wczoraj i nie ma sensu pokazywać im stół, w trakcie tego, ze są zdolni legnąć tylko na łóżko, co tez ochoczo zrobili. My już wtedy bez ceregieli przysiedliśmy do uczty. – Coś mi się mało widzi tych grzybków – zauważyłeś, i tak samo odniosłeś się od wątróbki. Odparłem, że miałem najazd jaszczurek. Toast postanowiliśmy wypić z Kitusiem. Poczuwszy słodki zapach wina, małpiszon jeden, ma początku chlipał językiem, a potem żłopał łapczywie i musieliśmy go hamować w degustacji. Najpierw wpadł w euforię i skakał jak dziki, zwalał się na tyłek. Potem zataczał się po podłodze klatki, wymachując zawadiacko bananami, bełkotał coś pod nosem. Takim o to zwanym „Alleluja” na dwa głosy ludzkie i jeden małpi kończyła się nasza święconka.