Archiwum listopad 2015


Rejs 46
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
15 listopada 2015, 19:36

 Ciasną kabiną trzeciej klasy prócz nas podróżowało jeszcze trzech panów. Pierwszym, z nich był belgijski plantator, który wracał do kraju amputować zgangrenowana rękę. Drugim był stary francuski mechanik okrętowy, kopcący nieustannie fajkę i dręczony co chwila atakami kaszlu. Trzeci to także francuz, o nieco dziwnych manierach. Dojechaliśmy do portu, lezącego na samym równiku. Z krótkiego spaceru po mieście wróciliśmy z pudełkiem. W pudełku wycięte były dziurki, a ze środka widać było dwa szeroko rozwarte ślepia. To był Kituś 2, który rozpoczynał pierwszą w życiu podróż i to nie byle jaką , bo z równika Az do … i to na gapę. Staliśmy na redzie kameruńskiego portu. Ty miałeś ciężki atak malarii. Belg jęczał bo ręka robiła mu się coraz bardziej zielona. Stary mechanik chrapał po nocy a za każdym razem, gdy się obudził, zapalał fajkę i atakami kaszlu urządzał koncert na skrzypiące łóżko i pięknie trzeszczące sprężyny materacu. Najgorszy był drugi Francuz, który cierpiał na udar słoneczny. Po wyjściu ze szpitala ubzdurał sobie, że słońce przenika nie tylko przez dachówki i mury, lecz nawet przez najgrubsza blachę… no i od tego czasu ani na moment nie rozstawał się z kaskiem. Siedział wiec w kasku na leżaku, przy stole w jadalni, w kabinie i nawet w ubikacji …nawet na noc w łóżku był w kasku, przypiętym paskiem do brody. Nie byłoby może w tym nic tak szczególnie strasznego, gdyby nie fakt, że troszczył się nie tylko o swe własne zdrowie, lecz także o zdrowie swych lekkomyślnych bliskich. A ponieważ miałem szczęście spać bezpośrednio pod nim, przeto uznał za stosowne otoczyć mnie szczególnie troskliwa opieką. Kiedy kładłem się spać podawał mi kask. Kiedy schowałem kask przezornie do szafy, gramolił się z łóżka, otwierał szafę, brał kask i jak przezorna matka wkładał mi na głowę. Kiedy zamknąłem na klucz szafę, przewracał wszystko  do góry nogami by poszukać klucza. Kiedy wreszcie dla spokoju wkładałem kask na głowę i zdejmowałem go po kilku minutach, robił nagle kontrole, wkładał mi kask na głowę i wygłaszał umoralniające kazanie. Gdy nasi współpasażerowie wychodzili na pokład, wypuszczaliśmy Kitusia. Był to średniej wielkości małpiszonem o ciemnym owłosieniu i dużych oczach. Był wcieleniem łagodności i dobroci, nie stroił obraźliwych min, nie gryzł, bawił się chętnie i jadł wszystko co podaliśmy. Płynęliśmy dalej. Stan zdrowia naszego Francuza rażonego udarem uległ pogorszeniu. Gdzieś w połowie nocy nie tyle urządzał pobudkę i zmuszał nas wszystkich do zakładania kasków, ale też rozdzielał ratunkowe kamizelki i darł się wniebogłosy: - Do szalup Panowie!!!!

Rejs 45a
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
07 listopada 2015, 19:58

 W węglowym pyle, w głębi ładowni kłębiły się jakieś nagie, jakby ze smoły ulane postacie. Zaskoczone nagłym błyskiem pozadzierały w górę twarze, a rozdarte ich oczy w błagalnym tonie iskrzyły się jak ślepia udręczonych zwierząt. Wywaliwszy w górę chude, kościste ręce, machali o pomoc. Ich mowa przypominała wycie hien. Po rozpędzeniu na bok wyjącego tłumu dźwig okrętowy opuszczał do ładowni druciana siatkę. Murzyni Zabrali ze sobą wszystko co mieli i jeden obok drugiego ustawili  się ścisło na siatce. Dźwig okrętowy szarpnął z fantazją za siatkę. Siatka przeobraziła się w worek, który zgarnął zbite postacie i ich rzeczy w jeden kłęb.  To już nie ludzie windowali pod niebo, lecz ryby złapane w sieć! Przez jej duże oka  wytryskiwały na zewnątrz ręce, nogi, ramiona i głowy, zaciśnięte w dłoniach brzękadła i piszczałki. Worek ten dyndał dziko pod niebem i jakby daremnie szukał drogi. Zebrana na statku załoga co raz wybuchała śmiechem. Siatka spadła z Nienacka jak kamień i akurat w chwili, gdy barka podrzucana była falą, uderzyła z grzmotem o jej stalowy pokład. Przez drucianą siatkę poleciały zaśniedziałe baterie i szkiełka elektrycznych lampek, tłukły się gliniane garnuszki, piszczałki i brzękadła rozsypały się w drzazgi. Przeładowany towar znikł pod pokładem barki. Pozostała tylko wąska stróżka krwi, która wiła się leniwie po blasze pokładu. Z portu przypłynął holownik i zabrał barkę. Jego wysoki komin ciągnął za sobą czarną strugę dymu. Nasz statek ruszył dalej.