Archiwum 02 maja 2015


Rejs 38
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
02 maja 2015, 20:33

 Pracowaliśmy nad tajemniczą rzeką. Wykonując jej pomiary zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pracujemy w miejscu niezmiernie newralgicznym, w miejscu gdzie cywilizacja styka się w sposób niebezpieczny  z tzw. dzikością. Pamiętaliśmy  też, że panowie dzicy maja zwyczaj wyskakiwania zza drzew i strzelania zatrutymi strzałami, które po kilku minutach Przenosza człowieka na łono Abrahama. Niepokoił nas fakt, ze nad rzeką pojawiały się coraz częściej jakieś nagie postacie, a potem jakby zapadały się pod ziemię. Piętaszek nas poinformował, że to ludy, które wpuszczają obcych na ziemię, ale nie lubią ich wypuszczać. Incydenty graniczne wisiały w powietrzu i nie długo było czekać aż wybuchną. Pewnego dnia zwijałem się nad rzeka i zobaczyłem, że tam gdzie był kołek była dziura w ziemi , bo czyjaś buntownicza ręka wyrwała kołek i rzuciła go w krzaki. Zabrałem swój znaleziony kołek i pobiegłem do następnych kołków, które wcześniej wbijałem. Jak rzeka długa i szeroka, nie było już żadnego kołka, ba nawet ktoś skrzętnie  pozasypywał dziury. Wybuchła wojna!!!. Wyruszyłem do wioski, która była najbliżej. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą Piętaszka i oraz dwudziestu krzepkich robotników. Już po stu krokach podbiegł do mnie jeden z kulisów i przydeptując z nogi na nogę klepał się po brzuchu –E!, E! – zawołał i nie czekając na udzielenie urlopu okolicznościowego,  pobiegł w krzaki. Jakoś długo nie wracał, więc odpisałem go z żalem w straty wojenne. O dziwo – podbiegł drugi z takim samym okrzykiem i poszedł w ślady pierwszego. Nie koniec było na tym, bo w ciągu następnego kwadransa, cała moja drużyna topniała w oczach. Gdy zbliżyliśmy się do celu, ulotnił się w krzaki nawet Piętaszek – zamiast na czele sił zbrojnych – wkroczyłem do wioski jako osoba cywilna i samotna jak kołek. Miejscowy szaman, z dzida w ręku wyszedł mi na spotkanie, a dobra setka dzikusów, zbrojnych w takie same dzidy, wlokła się za nim. Po krótkim męskim powitaniu – E! – wyjąłem przed siebie kołek i cisnąłem go pod nogi szamana. Zapytałem czy to on kazał wyrwać kołek, a on mi na to, że tak owszem on. Podczas kłopotliwego milczenia, całe stado zbrojnych otoczyło mnie powoli wciąż coraz ciaśniejszym kręgiem, tak ze dokoła mojej bezbronnej osoby powstał idealny wianuszek utworzony z brązowych brzuszków, kudłatych czupryn, spiłowanych zębów dzid, kusz i tasaków.  Na pytanie czemu wyciągają kołki, odpowiedzieli, ze to ich ziemia i tyle. Przez pierścień wojowników przedarła się jakaś starsza pani i jak ta Kasandra, zaczęła przepowiadać mi zemstę wielkiego ducha, za bezprawne dziurawienie jego ziemi Zacząłem próby podziałania na szamana i jego Kasandrę metodą perswazji, robiąc w tym celu minę niemalże anielską. Uśmiechałem się nie tyle wesoło co głupkowato, giąłem się w ukłonach i nic. Szaman sadząc po minie osłupienia – nic nie zrozumiał, Kasandra gibała się na boki zadumana a wianuszek coraz bardziej wysuwał dzidy. Jak nie zacznę pyskować, bez większego ładu i składu i to w różnych znanych mi językach …Kląłem dobitnie i głośno. Już po 5 minutach cały otaczający mnie wianuszek zbaraniał na tyle, ze mogłem śmiało wyrzucić do przody obydwie ręce, mogłem rozgarniać nimi na lewo i prawo las włóczni i mogłem dumnym, a nawet wręcz paradnym krokiem opuścić plac boju.