Rejs 36
Tagi: wspomnienia
27 kwietnia 2015, 21:21
Mieliśmy taka porę, gdy po dżungli błyskały burze i spadały krótkie, ale rzęsiste ulewy. Wyruszając do pracy nie mieliśmy pewności, czy nie spadnie na nas taka ulewa. Musimy pytać duchów jakie niespodzianki zgotuje nam niebo. A duchów tych – jak stwierdziliśmy – przybywało niepokojąco dużo. Nasi robotnicy po przeminięciu beztroskiej pogody i pojawieniu się pierwszych błyskawic zdradzali coraz większą pobożność i robili, co mogli, aby udobruchać duchy. Jedni stawiali dla nich miseczki z ryżem, inni wieszali na drzewach jakieś kolorowe klapki, przy których od czasu do czasu zasiadali w kucki i mamrotali zaklęcia. Jeszcze inni wkładali do rzeki jakieś gliniane Garki, z których bił taki fetor sakralny. Dzikusy wręcz panicznie bali się błyskawic. Miejscem bogobojnych praktyk był też cmentarz. Składał się on z kilkunastu stożkowatych kopców o wysokości około 3 metrów, a w każdym takim kopcu spoczywał nieboszczyk. Ze szczytu kopca wystawały 4 drągi artystycznie rzeźbione, które podtrzymywały malutka budkę wyciosaną z drewna. W budce znajdowały się miseczki z zapasem ryżu przeznaczone dla duchów, a pod budką wisiała szczęka bawołu zjedzonego przez krewnych na stypie. Ze szczytu kopca wystawały też bambusowe rury, których dolny koniec wsadzony był w usta nieboszczyka. Obok ryżu stał na kopcu duży dzban, z którego troskliwa rodzina czerpała wodę, gdy przychodząc na cmentarz, chciała ugasić pragnienie nieboszczyka. Dzięki bezpośredniej komunikacji przez rurkę szła tak szybko i sprawnie, że żaden nieboszczyk nie mógł narzekać na brak napoju po śmierci. Rodzina umieszczała w grobie, obok zmarłego cały jego ziemski dobytek w postaci bransoletek, noży, tasaków, kusz, dzid i garnków. Rodzina ta jednak była zdania, że ów dobytek potrzebny mu w grobie tylko przez pewien stosunkowo krótki czas po śmierci. Skoro okres ten minął, niepocieszona rodzina przychodziła na cmentarz z motykami w ręce i wykopywali zdeponowany w grobie dobytek, aby rozdzielić go między siebie w charakterze spadku. Gdy raz lina naszych pomiarów biegła przez środek takiego cmentarza, musiałem bardzo uważać, aby jakimś krokiem na mogiłę nie urazić naszych robotników. Kiedy mój teodolit stanął pechowo tuż nad świeżo rozkopanym grobem ..patrzyli na mnie spode łba i robili miny tak strasznie grobowe, że sam zacząłem lękać się Dychów. Nadciągnęła sakralna burza. Jedynym schronieniem przed ulewą była budka umieszczona na drągach wbitych do mogiły. Wlazłem na mogiłę i tam próbowałem przeczekać ulewę. Rozhuśtana przez wiatr szczęka bawoła waliła mnie jednak po głowie, a rura bambusowa wystająca tuż przy mnie z grobu nie piła wody deszczowej, lecz wyrzucała z siebie – o zgrozo! – jakieś podejrzane bąble. Czyż więc przy jednoczesnym współudziale błyskawic i grzmotów nie można ulec sugestii, iż to z nieboszczyka wychodzi przez rurkę coś w rodzaju … ducha?.
Dodaj komentarz