Rejs 5


Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
24 czerwca 2014, 20:28

   Chodząc tak po swojej posiadłości, myślami błądziłem o pięknym jeziorku, które kiedyś tu było. Błyszcząca tafla mieniła się opalami, bijąc po oczach jak halogenowa latarka. Dziś już tego jeziora nie ma, zostało wypite przez rosnącą populacje mieszkańców. Kiedy je wypito, a potem jeszcze wyssano wody podskórne, osuszony teren stwardniał i dziś wygląda jak stary pumeks, którym czyszczono  pięty hipopotama. W oddali widać proste jak drut poletka, ułożone jak gdyby w szachownicę. Nad wyraz brzydki teren, a my przyjacielu wyglądamy jak dwa szachowe pionki, które wypadły z gry za sam wygląd. Wiem, masz korzonki i ledwie zwlokłeś się z wyrka, bo gnębi Cie jakaś troska, której ja mogę sprostać. Zawsze dostarczasz mi dodatkowej rozrywki używając języka w sposób niezrozumiały, szczególnie w chwilach zdenerwowania, tak, że porozumienie sprawia trudność. Pamiętasz jak wypłynęliśmy naszą łajbą z tej japońskiej wyspy?, Jak gorąco pragnęliśmy zejść na ląd?, Jak nam tego zabronili?... Dryfowaliśmy dalej w nadziei, że może w końcu się nam uda. Woda była błękitna i cicha, a na tym spokojnym błękitnym tle, jaśniały w słońcu całe kupeczki jakiś białych przecinków i kropeczek. Nie wiadomo jaki to kraj, bo jeden został za naszymi plecami, a drugi jeszcze się nie zaczynał. Powietrze dookoła cuchnęło zgnilizną, a do tego bzyczało i gryzło. Gdy już zbliżyliśmy się trochę do lądu, mogliśmy zobaczyć, że te przecinki i kropeczki to armia kutrów rybackich, które prowadziły walkę z widmem głodu. Prawdopodobnie od świtu do nocy i od nocy do świtu przeorywali sieciami każdy skrawek morza i nawet z jego dna wydrapywali to wszystko, co dało się wydrapać. My z rękami w kieszeniach staliśmy obok otworu w poręczy, a myśli wysoce przestępcze kłębiły nam się w mózgach. Jak tu wydostać się na ten zakazany ląd japoński? – to pytanie zawisło nad nami niczym wygłodniały sęp nad trupem, niezupełnie jeszcze będący padliną. Nagle uśmiechnąłeś się jak psychiatra na widok ciężkiego przypadku, któremu się odrobinę poprawia, i rzekłeś : Sposobem, korzystając z zamieszania … Czasem wzywa mnie sumienie i obowiązek, ale tak kusząca propozycja… moja wytrzymałość i odporność chodzą własnymi prawami.  – Damy radę – stwierdziłeś jakby pewny swoich słów. Żółtki zaczęły biegać po przystani, nasze majtki biegały po wszystkich trapach statku. Tłum kipiał już na przystani, gdy wyrzucili upragniony pomost. Już tłoczyły się ku niemu pstrokate postacie, które albo z góry albo na dół pchały się na przystań, lub z dołu na górę na statek. – Teraz albo nigdy ! – rzuciliśmy hasło i za pomocą kolan oraz łokci pchaliśmy się na pomost, nie zatrzymywani przez nikogo. Początkowo wolnymi kroczkami balansowaliśmy powoli w przedziwnych esach floresach, by za rogiem puścić się sprintem, który po przeobrażeniu się w długi bieg maratoński, rzucił nas w objęcia zakazanej ziemi. Czułem się jednak jakbym zapomniał umyć uszu i miałoby to wyjść za chwilę na jaw. Ale z miejsca strzelił we mnie dziki zapał. Pomyśleliśmy, że nic nam nie grozi, bo nie wiedzieliśmy sami, kiedy i jak utonęliśmy po uszy, w zbitym, zwartym tłumie. W którą stronę ruszyć? … wszystko było nam jedno, każdy kierunek był dobry, bo prowadził w kuszącą otchłań zagadek i dziwadeł. Jakiś niesamowicie zagmatwany świat przewalał się tysiącami barw, woni, światełek, cieni i dźwięków. Płynęliśmy w środku ludzkiej rzeki i porwani jej prądem – choćbyśmy nawet chcieli – nie mogliśmy zawrócić. Była to osobliwa zbitka istot, ale nawet nie w pełni tak osobliwa, jak jej sposób bycia. Ciągle napływali. Wmieszały się w nas jakieś groteskowe uszminkowane, jakby żywcem z teatru wypędzone postacie i ruszyły barwnym korowodem. Szły i kiwały się na boki przeróżne koczkodany, czupiradła, strzygi, chochoły i strachy na wróble. Szły nawet jakieś żywe lampy z kolorowymi kloszami na głowach, przywiązanymi na wszelki wypadek do uszu i nosa. Co tu się dzieje?! Nasz wzrok przykuły młodsze panie i gejszy, które ciągnęły ulicą gęsiego i robiły dziwne skłony, ukłony,  dygi i podrygi, przysiady i inne taneczne przysiady w rytm tamta mów i piszczałek. Miały twarze pokryte grubą warstwą pudru, tak, że zamiast twarzy, widać było tylko białe tarcze z trzema przyklejonymi punkcikami : oczy i usta. Z coraz to bardziej zmęczonymi organami  słuchu płynęliśmy dalej razem z prądem tłumu, nie wiadomo dokąd, w stronę dziwnych baraczków, które wabiły zapachem kadzideł. Dopchaliśmy się w końcu do czegoś w rodzaju bufetu, i przez moment stanęliśmy oko w oko z górami kolorowych dziwactw, i nie bacząc na zło wróżącą czkawkę, która nas łapała już po pierwszym posiłku, sięgaliśmy po wszystko, co leżało przed nami. Wszystko to chłostało nasz przełyk, jak tam tamy i piszczałki uszy. W chwili, gdy Ci pokazywałem palcem na surowe ciasto, czyjaś ręka spadła mi na ramię i jakiś głos odezwał się złowrogo. Jednym śmiałym susem zanurkowaliśmy e tłum, lecz ta czyjaś ręka zanurkowała z nami z krzykiem „Proszę za mną!” Rzecz to nie bardzo twarzowa, ulec aresztowaniu na oczach tłumu, toteż ruszyliśmy za ręka i jej właścicielem. Po chwili stanęliśmy przed groźnym obliczem, kogoś łudząco podobnego do posagu Buddy. Wybuchł on niesłychanie ostrym i długim kazaniem angielskim. Grzmiał niczym trąby jerychońskie w dniu sądu ostatecznego, wyrzucał z siebie słowa sowicie zakrapiane śliną. Z anielską cierpliwością słuchaliśmy kiwając potakująco głowami i uśmiechając się słodko, tak aby mu nie przerywać. W nasze głowy wdzierała się już szatańska myśl . Gdy mówca dobił szczęśliwie do końca i spytał, czy rozumiemy, z rozbawiająco głupimi oświadczyliśmy, że nie zrozumieliśmy  absolutnie nic, bo nie znamy angielskiego. Usłyszawszy te słowa i zobaczywszy nasze idiotyczne miny, Budda opadł z jękiem na fotel, wziął jakąś butelkę i zmniejszył poziom płynu potężnym łykiem i zdenerwowany kazał odprowadzić nas na statek. Prowadzili nas  jak te dzieci trochę nie tego …krzywo rozwinięte. Dobrze, że wpadłeś na ten fortel z nierozumieniem języka. Moja wdzięczność będzie Cię przytłaczać do grobowej deski.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz