rejs


Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
02 czerwca 2014, 15:15

    Zapowiada się pogodny dzień, więc zastanawiam się co robić. Wychodzę przed dom i co widzę?, pomysł na spędzenie wolnego czasy nadciąga do mnie od wschodu.

- Mój Ty drogi przyjacielu, jak dawno Cię nie widziałem? , już chyba tydzień minął jak wspominaliśmy nasz wspólny wypad na morze?. Ale co z Tobą?!. Twoja skóra jest pokryta liszajami i nabrzmiała, jak długo moczona skóra oskubanej gęsi, zaczynająca się już rozkładać. Pewnie znowu awantura domowa?. Tak to w życiu bywa, już się tak nie przejmuj. Pamiętasz jak staliśmy na tej starej, poczciwej i zardzewiałej łajbie?. Nasz marynarz „ widmo” przycumował na bliżej nieokreślonej wyspie. Zaczął ładować jakiś cuchnący nawóz ptasi, tzw. Gówno, a my skropiliśmy się obficie wodą kolońską i ruszyliśmy na wycieczkę tubylczą. Dotarliśmy w centralną część wyspy , prosto w całe góry bananów, pomarańczy, cytryn i śliwek. Brnęliśmy  w pstrokatym tłumie siedzących na ziemi przekupek, które wybujałością swych kształtów i namiętnym wołaniem próbowały nakłonić nas do kupna tego wszystkiego, nad czym siedzą od rana. Diabelnie to niewygodne, ze już nie wyrażę się bardziej dosłownie. Przekupki miały na sobie coś w rodzaju  poncza,  na plecach zawiniątka nadziewane dziatwą, a na głowie długie warkocze i męski kapelusz. Faceci stojący obok mieli natomiast nieobecny wyraz twarzy. Przedzieranie się przez tak szkaradną ciżbę wykraczało poza mechaniczne możliwości mych słabych już spodni. Podczas mijania opasłej przekupki usłyszałem wysoce podejrzany trzask. Pośpiesznie zrewidowałem swą opinię o możliwości zaistniałej sytuacji. I rzeczywiście niech to piorun strzeli! To szewek w lewej nogawce rozpruł się od góry do dołu, na całej długości. Rozpruł się doszczętnie i nagie ciało mogło ukazać  się w każdej chwili. 
- Wyglądasz jak plażowy dziad – pojechałeś swym specyficznym poczuciem humorku.
- Dzięki, stary od dziś nim będę i proszę mnie tak tytułować. Podstarzały, rozpity plażowy włóczęga, na którego nikt nie powinien zwracać uwagi, ale który debilnie się zawziął, by coś z tym pęknięciem zrobić.
A tu, wśród tych kolorowych jarmarków, nie widać ani agrafek, ni igieł, ni nici i trzeba przebijać się dalej pod prąd bogobojnych seniorat. Zaciskając kolana i poruszając się z trudem drobnymi kroczkami, nie budziłem jednak zgorszenia. Jak wynikało z wręczania mi drobnych datków, wzbudzałem raczej litość, że niby taki młody a już rąbnął mnie paraliż. Ty jednak pokiwałeś tylko filozoficznie głową, co wpłynęło na mnie dziwnie denerwująco. Słuchaj no przyjacielu może wyglądam na głupiego, może nawet jestem głupi ale potrafię oszacować swą przykrą sytuację. Jedyną pociechą było to, że po powrocie na pokład zobaczyłem kobitkę o rzadko spotykanej, wręcz baśniowej urodzie. Stała i ocierała sobie łezki. Pal diabli tłum i spodnie, skoro to bóstwo popłynie z nami i w swej samotnej tułaczce wymagać będzie ocierania łez i matczynej opieki. Do takich usług jestem wprost stworzony. Wpadłem do kajuty i euforycznie spojrzałem w lustro. To co zobaczyłem?.hm obrzydzenie: oczy jakieś niewydarzone, nos z goła idiotyczny, czoło myślącego kretyna, w dodatku łyse, z ustami też nie jest najlepiej, uszy … normalne, nawet specjalnie nie odstają. Oceniłem się obiektywnie, bezlitośnie, po czym znalazłem się na drodze wniosków. Czy ona mnie zechce?! Pogapiłem się masochistycznie jeszcze przez chwilę, i nagle pocieszyła mnie nadzieja, że daj Boże, ktoś kiedyś na mój widok splunie ze wstrętem. Pobłażliwości i miłosierdzia więcej można znaleźli by w nagrobku cmentarnym, tylko poczucie humoru mi zostało. Okulary jednak dawały mi wygląd mniejszej miary naukowca, więc ruszyłem na podbój bóstwa. Niestety!!! Bóstwo na odgłos dźwięku oznajmującego odpływanie, pocałowało z płaczem jakiegoś oberwańca, łzy samo sobie otarło i, tak jak wcześniej wsiadło na łajbę, tak i wysiadło. Tłum, który niewiadomo kiedy obległ pokład, owszem został i razem z nami wypływał na morze. Wokół małego stolika siedli w co najmniej sześciu zwartych pierścieniach, każdy dzierżył miseczkę z ryżem i wśród głośnego mlaskania ruszyli do walki o rybę. Ryżu i wodorostów było dużo, natomiast do zdobycia ryby, potrzebna była ogromna siła łokci aby coś wyłowić ze wspólnego półmiska. To jednak były piękne dni, prawda?
- E – mruknąłeś tylko i swym powolnym krokiem ruszyłeś w stronę domu. Zapada mrok, więc i ja zbiorę się do snu.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz