Rejs 12
Tagi: wspomnienia
01 sierpnia 2014, 20:24
Masz mój drogi przyjacielu, zapal sobie. Na czym to „ zgasły” nasze ostatnie młodzieńcze wspomnienia? A już wiem! Nasza praca w roli inżynierów miernictwa … kpina jakaś chyba. Pamiętam jak trzeciego dnia wyszedłem na werandę. Było rano, przeciągnąłem się i przetarłem oczy. Zobaczyłem , jak w naszą stronę ciągnie jakaś pielgrzymka. Na czele tego peletonu kroczył gruby europejczyk. Za europejczykiem ciągnęła się jak tasiemiec, długa kolumna brązowych naturystów, uzbrojonych w tasaki i dzidy. Wszyscy mieli jedynie przepaski na biodrach i małe, brudne turbany, ponoć na niby nie czesanych włosach. Dopełnienie owego stroju stanowiły błyszczące w słońcu metalowe kółeczka, które brzęczały i u rąk i nóg przy każdym stąpnięciu. Uwaga! Był jednak między nimi pewien elegant, który nie wiedząc czemu, trzymał z godnością parasol, a mówiąc precyzyjniej – szkielet parasola, pokryty tylko gdzie nie gdzie strzępami zielonego jedwabiu. Ani nie padało, ani tez słońce jeszcze nie osiągnęło szczytu intensywności. _ Oto przyprowadziłem wam mierniczą ekipę – rzekł europejczyk głosem tak pozbawionym wyrazu, jak jego twarz. Zbita kupa nagusów stanęła przed naszą werandą, patrząc na nas wprost pod słońce, mrożąc oczy i rozdziawiając gęby. A we wszystkich tych gębach, zamiast białych zębów, widnieją jakieś potworne kikuty po zębach, które po opiłowaniu stały się czarne jak węgiel. Od szoku dostałem myślopląsu. Opanowałem jednak wstrząs i przyszedłszy do siebie, zacząłem rozsądnie doszukiwać się elementów pocieszenia. Ponoć u tych nudystów jest taka moda, czy też tradycja. Gdy dziecko ma około 12 lat, związuje się je linami, do gęby wpycha bambusa i jakimś bliżej nie znanym, tępym i przerdzewiałym narzędziem upiłowuje do połowy górne i dolne siekacze. Wiele z tych dzieci tej mody nie przeżywa, bo umiera w skutek infekcji, lecz zwyczaj wycinania zębów jest ważny do śmierci. Same dzieci nie mogą doczekać się powyższego zabiegu, gdyż wstydzą się swoich przeraźliwie białych zębów, aż usta zakrywają rękami. Europejczyk oznajmił nam też, że ta szarańcz nie wymaga specjalnej troski i o nic nie musimy się martwić. Nasza siła robocza miała w bambusowych liściach zawinięte kluchy ryży, a przekąskę zawsze upolują gdzieś w lesie. O picie też nie musieliśmy się martwić, bo piją tylko czystą wodę i to bezpośrednio z rzeki lub bajora. To też jest bohaterska ekipa, więc mogą wszędzie spać, gdzie tylko chcą. Jedynym kłopotem, jak słusznie zauważył nasz sympatyczny europejczyk, było dogadanie się z nimi. Stali jak wryci. Stali już wcześniej, ale nie aż tak twardo. To był jeden z tych momentów, w którym ludzie patrzą na siebie z pozycji dwóch różnych kultur i nijak nie potrafią zrozumieć sygnałów wysyłanych przez strony przeciwne. W skutek braku zębów, gadają pokracznie i trudno zrozumieć a tym bardziej zanotować ich dziwaczne słowa. Goniłem myślami na próżno. No jak tu teraz tą zgraję poprowadzić w dżunglę, jak dać znać aby w ogóle ruszyli z miejsca. Myślenie wtedy zostawiłem na dzień następny. Nie ma tu czasu, nie ma co w dniu dzisiejszym płacić za niewygody jutra.
Dodaj komentarz