Najnowsze wpisy, strona 1


Rejs 45
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
18 października 2015, 15:28

 Wyodrębniwszy kwotę, która musieliśmy zwrócić Twojej siostrze, ruszyliśmy w dalsza drogę na starym parowcu Europe. Panowały tam jakieś upiory i widma chyba. Jeszcze tej samej nocy, gdy minęliśmy latarnie, wypłynęliśmy na pełny Atlantyk, ktoś pod podłogą naszej kabiny skrobał paznokciami o blachę, dzwonił łańcuchami, mamrotał, płakał, jęczał i żałośnie stękał. Czyżby to pokutujące dusze zmarłych przed wiekami piratów? Duchy te straszą niemal przez cała noc i dopiero nazajutrz wyjaśnia się ich zagadka. Pod pokładem ponoć był cenny towar, wyjaśnił nam to jakiś oficer. Siedziało tam ponad 400 jeszcze całkiem zdrowych dzikusów, którzy ponoć przy pracy przy kolei  są bezcenni . Na pytanie jak przeprowadzają werobowanie do pracy, oficer odparł „ – wchodzę do wioski z tłumaczem i każę mu oznajmić, że szukam ochotników do pracy, że każdy kto się zgłosi, wróci za miesiąc do wioski obładowany pieniędzmi. Dla zachęty, każdy chętny do pracy otrzymuje kawałek błyszczącego drutu, latarkę, scyzoryk, menażkę i spodenki. Każda zona chętnego dostaje grzebień, sznur koralików i bluzkę. Taka hojność wystarcza by ogłupić wioskę. Baby się stroją, dzieci chrupią karmelki a mężczyźni idą. Czy wrócą? Jeszcze żaden Murzyn nie wrócił, ja już sam zaczynam wierzyć w to głupie gadanie, że jakiś zły demon zamieszkał w tych górach. Toć Gina tam oni całymi tuzinami, że z kopaniem grobów i struganiem krzyży nie idzie nadążyć. „ Opowiadanie przerwało nadejście marynarzy, którzy zaczęli odrywać deski pokładu. W miarę jak desek tych ubywało i przedzierał się strumień światła, wyłaniało się przed nami coś, co niebyło już niczym innym, tylko wizją piekła.

Rejs 44
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
08 października 2015, 13:54

 Nadeszła wreszcie chwila, w której panu generałowi , z głębokim ukłonem, wręczyliśmy sześć wielkich arkuszy dotyczących wypocin z dżungli. Nasz ukłon był głęboki głównie dlatego, ze generał płacił nam do tej pory tylko wątłe sumki, a 80 procent wynagrodzenia mieliśmy dostać dopiero po zakończeniu. Jakież przyjęliśmy głupie miny, gdy generał takim samym grzecznym ukłonem przyjął od nas arkusze i otworzył sejf tylko po to, by je tam zamknąć. Widząc nasze głupkowate miny, dodał, ze należne nam pieniążki wypłaci natychmiast, jak tylko wypłacą honorarium jemu. Ciekawe, bo w czasie chwilowego otwarcia kasy widzieliśmy całe mnóstwo różnych monet. Zaczął się dla nas szarpiący nerwy okres, kiedy to codziennie rano chodziliśmy do willi generała i pytać dziada o termin wypłaty. W pewien wtorek otrzymaliśmy niepokojącą wiadomość, że pan generał wyjechał, i na pewno przed czwartkiem nie wróci. Mogliśmy jedynie, dla uspokojenia nerwów, zrobić wycieczkę w okolice jednej z pobliskich plantacji kauczuku. Pojechaliśmy koleją do oddalonego o 60 km miasteczka i tam złapaliśmy pierwszy lepszy autobus. Było gorąco a autobus wlókł się szkaradnie. Zapadłem w głęboki sen. Nie wiem jak długo spałem, gdy nagle zobaczyłem za oknem kauczukowe drzewa. Minęliśmy jeszcze z pięć okazałych plantacji nim uświadomiłem sobie, po co jedziemy i , zerwawszy się z siedzenia zatrzymaliśmy autobus. Gdzie właściwie byliśmy? Diabli raczą wiedzieć! Grunt, że przed nami zieleniły się kauczukowe drzewa, a gdzie się zieleniły, mało nas obchodziło. Pobiliśmy zdjęcia. Po powrocie, już prawie bez cienia nadziei  poszliśmy do willi generała. Ze zwieszonymi nisko głowami człapaliśmy po schodach. Jak wielkie było nasze zdumienie, gdy na nasz widok pan generał tym razem nie robił pogrzebowej miny, lecz witał nas nawet uśmiechem. Podszedł do kasy i wypłacił nam tyle, ile przewidywała zawarta ustna umowa z nim. Potem rozejrzał się trwożnie dookoła, czy czasem nie ma w pobliżu małżonki, i sięgnął raz jeszcze do kasy. Dodał nam małą premię, bo wiedział, że robota w dżungli nie była łatwa.

Rejs 43
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
03 sierpnia 2015, 11:58

 To febra drogi przyjacielu – tak usłyszałem. Wylądowawszy z tym wszystkim w hotelu, położyłem się do łóżka, ustawiłem obok budzik i zacząłem odliczać poszczególne fazy programu choroby : 9.20 rozruch fazy suchej,10.40 początek pękania głowy, temperatura 38, 6 , wytrąbienie pierwszych 4 butelek sodówki,  12,40 Otwarcie piątej butelki, pierwsze torsje i szósta zmiana mokrego ręcznika na głowie. 13.05 głośniejsze jęki, wzrost temperatury do 40 stopni !5.10 śmiałe podejście do drugich torsji, lekkiego bredzenia i fikuśnych wizji, chyba zbyt mało pobożnych jak na godzinę śmierci. 18.40 meta fazy suchej. Start fazy mokrej 18, 50 dziewiąte wyżymanie prześcieradła i nocnej koszulki. 19.15 wylewanie się z łóżka na balkon, walnięcie na leżak i wypicie trzech słojów kompotu. 22.20 mały spacerek po ulicach miasta. Tak zaprogramowanych chorób odbyłem trzy, w tym dwie wypadły w niedzielę i nie mogą się liczyć. Musiałem zwolnić tempo pracy i miałem trochę czasu na obserwację. O tym, ze pan generał zaliczał się do ludzi bardzo bogatych wiedziałem już przedtem. O tym, ze jest aż takim krezusem dowiedziałem się dopiero pracując w jego willi Całe roje annamickich boyów były do wyłącznej dyspozycji … małżonki pana generała. Tylko gdy ona kiwnęła palcem, zbiegali się natychmiast całymi chmarami ze wszystkich korytarzy, salonów, schodowych klatek i holów, jakie były w pałacu. Pani generałowa we wszystkich czynnościach brała udział osobiście, gdyż żaden boy nie umiał jej dogodzić. Wszystkie apartamenty przygotowane były do sprzątania i zamknięte dla ruchu pieszego, w wyniku czego politowania godny generał nie miał właściwie żadnego pałacu, a tylko, jako żebrak bezdomny, tułał się po kątach. Nawet po obiedzie przychodził do kreślarni i spał na twardym taborecie Aż serce się krajało na widok siwego staruszka, któremu podczas snu na siedząco głowa się kiwała w sposób niebezpieczny i przy nagłym opadnięciu do przodu mogła w każdej chwili rąbnąć w kreślarską deskę. Dodać przy tym należy, że hobby naszej szefowej objawiało się w szczególnie ostrej postaci na terenie garażów, gdzie permanentnemu czyszczeniu poddawane były jej trzy limuzyny i dwa kabriolety jej męża. Pechowo się złożyło, ze akurat w tak Malo odpowiednim momencie, kiedy szefowa oglądała świeżo wyczyszczonego swojego renaulta przez lupę, za złocistą bramą odezwały się trąbki o jakże charakterystycznym brzmieniu. Pechowo się złożyło, że akurat w tym momencie para, przedziwnie swojska, całymi kłębami buchnęła przez sztachety. Wyruszyłem, by otworzyć bramę, przez którą wśród pisków, dzwonień, trzeszczenia, sapań i stukotów śmiertelnie zmęczonego motoru, wjechałeś Ty … z piersiowa klatką dumnie do przodu wypiętą i, wyrzuciwszy z rury wydechowej ogłuszającą porcję finałowych gazów, stanąłeś z dymiąca chłodnica tuz obok błyszczącego auta szefowej. O ziemio święta, rozstąp się pode mną. Nie tylko ustawiłeś swa rdzę i swe skorupy błota obok lustrzanych niklów szefowej, ale i wylazłeś przed jej oblicze od góry do dołu umazany glina i trzymałeś w łapie świeżo obłamany reflektor. Na widok tego wszystkiego przezacna pani generałowa wpierw złapała się za papiloty i niemal padła zemdlona, a potem zaczęła wołać generała.

Rejs 42
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
13 czerwca 2015, 22:45

 Mimo, że pora deszczowa trwała nadal a plaga pijawek nasilała się stale, nasze pomiary posuwały się dalej i powoli dobijaliśmy do mety. Od czasu do czasu jednego albo drugiego łapała malaria, ale w odpieraniu jej ataków powoli nabraliśmy  wprawy. Przewidując z góry, kiedy febra się zacznie a kiedy się skończy, wstawialiśmy każdy jej atak do programu zajęć i chorowaliśmy dokładnie z zegarkiem w ręku.. Kurując wrzody po pijawkach przestawaliśmy martwić się malarią, a kurując malarię zapominaliśmy o wrzodach po pijawkach. Tak wiec na brak urozmaicenia nie mogliśmy narzekać a robota posuwała się dalej. W końcu nadszedł ten dzień, w którym centrala powiadomiła, by jeden z nas już się spakował i przywiózł dokumenty a drugi miał dokończyć pomiar i tez wracać. Zaczęliśmy się spierać .. obaj chcieliśmy zostać. Musieliśmy losować poprzez rzut monety. Padło na mnie. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, jak bardzo głęboko wrosło mi w duszę to wszystko, co się złożyło na epopeję przeżytą w dżungli. Była to epopeja słonecznych wzgórz, szmaragdowych dolin, szumiących strumyków i promiennych niebios. Była to epopeja najwspanialszych zwierząt, najbujniejszych roślin i .. najlepszych ludzi . To, co żyło tu razem w koło nas, witało nas o świcie i żegnało o zmroku radosnym uśmiechem,  to były dobre, bezgrzeszne, drogie sercu … dzieci , których ni brud, ni fałsz tego świata dotąd nie potrafił skalać. Żyli ze sobą jak siostry i bracia. Dzielili ze sobą każdy kęsek strawy. Nie kłamali, nie kradli, nie znali ni kłótni,  ni swad, ni bójek. Wieczorem brali do ręki święte tam tamy i mówili pacierz. Ten nędzny szałas sklecony niezdarnie z bambusa i gołą blacha na deszczu dzwoniący, był i pozostanie dla mnie pałacem z bajki. Chwili rozstania ..nie jestem w stanie opisać.

Rejs 41
Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
30 maja 2015, 14:06

 Nadeszła pora deszczowa i słychać było znaczący szum liści. Gdzieś jeszcze w odmętach gorąca ciężarne samice rzygnęły strugą jaj, z których zaczęły wybuchać całe kłębowiska lepkich, pokrytych śluzem cielsk i, pęczniejąc stale kipiały z kotłów, które je zrodziły. Nieprzebrane strumienie owej kipieli dźwignęły się z wodnych odmętów i sforsowawszy zakazaną granicę wtargnęły na zakazany teren .. ziemię. Zwabiła je do siebie pora deszczowa. Roztwierała przed nimi przytulne błota i chłodne kałuże, a więc szły i szły, setki, tysiące, miliony i miliardy ..pijawek. Szły ze wszystkich stron świata, wiedzione jakimś niezawodnym instynktem szły prosto na nas. W tak gęsto stłoczonych rojach prężyły swe cielska tak szybko, ze aż kałuże falowały, błoto się pieniło a gnijące liście szeleściły. Tylko część owej armii szła do ataku na ziemi. Całe ich kłęby wisiały na drzewach nad naszymi głowami i, gdy tylko wzniósł się ku górze zapach potu, odczepiały się od liści, aby na chybił trafił opaść na ofiarę. Leciały więc na nasze głowy wraz ze strugami deszczu, przylepiały się śluzem do głów, grzbietu, ramion, rąk i łokci, a niezauważone wędrowały dalej tak długo, aż żyła kreiodajna znalazła się na ich drodze. Przerwaliśmy pracę by odbyć naradę wojenną. Ubrać się grubo i szczelnie to pomysł naiwny i chyba najgłupszy. Już po paru minutach pracy mieliśmy pod takim pozornie szczelnym ubraniem całe roje pijawek, które korzystając z tego, że są niewidoczne, piły krew wytrwale, spokojnie i całkiem bezkarnie .. jak drinki. Nie trwało długo, jak rwaliśmy na sobie wszelkie ubranie i sznurówki, wśród przekleństw i podskoków zrzucaliśmy to na ziemię, i stojąc na deszczu całkiem nadzy – odrywaliśmy od ciała pijawki. A była to czynność niełatwa. Oblepiona śluzem pijawka przyczepiała się do wszystkich palców po kolei i tylko po ich wielokrotnym ocieraniu o kamień dała się oderwać w postaci krwawych strzępów. Po stu różnych próbach doszliśmy do wniosku, że należy nałożyć na siebie króciutkie spodenki i przezroczystą koszulkę bez rękawków. Przy każdej gołej nodze posadzić w kucki jednego z naszych dzikusów z patyczkiem w ręce i z jednym poleceniem tylko, aby strącał owym patyczkiem każdą wspinająca się pijawkę. Tam, gdzie z drzew spadały pijawki, należało oczywiście ustawić trzeciego dzikusa z parasolem w lewej, a kijaszkiem w prawej ręce, który pilnował tego wszystkiego, co, okrążywszy parasol, miało zamiar spaść nam na głowę. Dzikusy mają w strącaniu wręcz niewiarygodną wprawę. Nadążyli ze strącaniem pijawek także i z samych siebie, zwłaszcza że to czynili w pierwszej kolejności. Dzięki tak zorganizowanej akcji obronnej sama robota szła jako tako znośnie. Dodać przy tym należy, że co bardziej celne ukąszenie pijawek powoduje trudne do zatamowania krwotoki i pozostawiają ciężko gojące się rany. Na ranach tych tworzą się dosyć szybko twarde strupy, które jednak zdzierają się łatwo z miękkiego, mazistego podłoża. Najgorsze jest przy tym to, że właśnie do tych strupów dobierają się najchętniej następne z kolei pijawki. Na miejscu każdego strupa tworzy się więc wkrótce obrzydliwy ropień, a nawet zwykła, jątrząca się dziura, w której lęgną się larwy jadowitych much, i widmo gangreny nęka bez przerwy człowieka … do dziś mam ślady.