Rejs 47


Autor: oryginalna42
Tagi: wspomnienia  
08 stycznia 2016, 20:28

 Uświadomiwszy sobie fakt, ze podczas naszej długiej włóczęgi po Afryce nie widzieliśmy jeszcze czystej, czysto piaskowej pustyni, wsiedliśmy do pociągu, który jechał ku granicy Sahary. Widok aż dwóch białych ludzi siedzących razem z czarnymi na twardych deskach wagonu trzeciej klasy budził ogólną konsternację i powodował, że nie tylko biali, lecz – dziwo- i czarni obrzucali nas spode łba mocno nieufnymi spojrzeniami. Kiedy jednak pociąg wyjechał z miasta, nasza pozycja na deskach wagonu trzeciej klasy ulegała poprawie. Można by rzec, że nasi kolorowi współpasażerowie stali się rozmowni. Jako pierwszy zasięgał naszej opinii czarny jak węgiel obywatel Francji, który kręcił interes ze strusich jajek. Skupował on te jajka z całej okolicy, malował na nich kilka kolorowych kresek i po wygrawerowaniu napisu „UPOMINEK” sprzedawał je w swoim kiosku wracającym do kraju Francuzom. Te jaja ponoć szły jak woda, więc nasz rozmówca wpadł na genialny pomysł, aby cały swój interes przenieść do Francji. Na nasze pytanie, czy biedne strusie mamy za nim nadążą?, stwierdził, że i o tym pomyślał. Będzie odlewał te jaja z gipsu, będą mocniejsze, bielsze i piękniejsze od prawdziwych. Wszystkie nasze próby doradzania nasz geniusz handlu zbywał prostym argumentem - jajo jest jajo, oni nie do jedzenia kupują a do patrzenia i skoro chcą na nie patrzeć tu, to i w Paryżu będą chcieli oglądać. Bo gdyby nie chcieli, to po co by je stąd wlekli do Paryża. Dialogi z arabami były nie mniej ciekawe, lecz urywały się na każdej niemal stacji. Każdy wyznawca Allacha musiał odmówić codziennie pokaźny zestaw modlitw i to klęcząc na ziemi, z twarzą zwróconą ku Mekce. Ponieważ fluid modlitwy nie przenikał przez kręcące się koła i szyny, a i z dokładnym skierowaniem twarzy ku Mekce na krętym torze były trudności, przeto wyznawcy Proroka, musieli odmawiać swe modły na przystankach ciuchci. Gdy tylko usłyszeliśmy zgrzyt hamulców, nasi rozmówcy urywali gadkę w połowie zdania i z dywanikiem pod pachą wyskakiwali z pociągu. Chwilę spoglądali na kierunek słońca, rzucali dywanik w odpowiednim kierunku i, dotykając czołem piasku, kolebali  się do przodu i do tyłu w modlitewnych pokłonach. Pociąg ruszał a oni w ostatniej chwili zrywali się z piasku i, zakasawszy w dłonie swe długie burnusy, biegli za pociągiem. Niektórzy, zwłaszcza starzy z długimi do pasa brodami, nie mogli dogonić pociągu i wznosząc tumany kurzu padali po drodze. Nie złorzeczyli i nie próbowali wrzaskiem zatrzymać pociągu, lecz rozpościerali znowu dywanik i tam gdzie upadli, wznawiali swe przerwane modlitwy. Nie taka dla Proroka byli gotowi ponieść ofiarę! Wszak jutro o tej samej porze podjedzie znowu pociąg. Po dojeździe do celu ruszyliśmy piechotą w kierunku wschodnim, aby choć na trochę dotknąć stopami pustyni. Początkowo mijaliśmy postrzępione namioty pasterskie. Później sterczała jeszcze tu i ówdzie kępki suchej trawy lub palma powoli umierająca z pragnienia. W końcu nie było już nic, tylko piasek…

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz